poniedziałek, 3 lutego 2014

Harry - imagin 7

Uwaga!
Chyba przesadziłam z długością tego imagina. Czytasz na własną odpowiedzialność.
(xD)
___________________________________
...
J: Um… Niall, chcesz coś zjeść?
N: Z przyjemnością! – no a jak.
***
Po chwili siedzieliśmy już przy stole z moimi rodzicami, a Niall objadał się kurczakiem. Oczywiście rodzice musieli dowiedzieć się co robiliśmy przez cały dzień. Wyciągnęli także od Niall’a jak ja się zachowuje w szkole, czy niczego nie przeskrobałam itp. … Na szczęście chłopak nic nie wspomniał o moich napadach głupawki, przekleństwach, przepychankach z Harry’m. Chociaż tyle dobrze.

N: Dziękuje, było bardzo smaczne. Pani Roughter, jest pani wspaniałą kucharką. – nie bądź taki miły, bo się zesrasz.

M: Och, dziękuje Niall. Jesteś słodki. – moja mama się zaczerwieniła na ten komplement. Żal.

J: Jak już skończyłeś, to możemy w końcu iść? – zapytałam zniecierpliwiona.

N: Tak, chodź. Jeszcze raz dziękuje. – uśmiechnął się szeroko w stronę moich rodziców na odchodnym. On chyba dla jedzenia zrobi wszystko…

Weszliśmy po schodach do mojego pokoju.

N: Woow! Ale świetny pokój!

J: Co? Zwykły jest. – po moich słowach chłopak rzucił się na łóżko.

N: Z tobą jest coś nie tak… - powiedziałam to tak cicho, że na szczęście nie usłyszał.

Wzięłam z szafy ciuchy do biegania. Czarne legginsy i szara bluza z napisami.

N: A ja w czym mam biegać? – kurwa.

J: Yym.. No nie wiem. Poczekaj. Dam ci ciuchy mojego brata.

Wspominałam, że mam starszego brata? Chyba nie. Ma na imię Ted. Wyprowadził się do Nowego Yorku rok temu. Od tego czasu go nie widziałam. W jego pokoju zostało jeszcze trochę jego ciuchów, więc na pewno znajdę coś dla Niall’a. Poszłam wzdłuż korytarza i skręciłam w drzwi na lewo. Wybrałam z szafy szare spodnie dresowe, białą koszulkę i granatową bluzę. Chyba będą dobre. Wróciłam z ciuchami do swojego pokoju. Niall skakał po moim łóżku jak opętany. Co on ma w tej swojej główce?

J: Masz tu ciuchy. Idę się przebrać do łazienki.

N: A czemu nie ja? Ja chcę się przebrać w łazience.

J: Nie, bo ja. To moja łazienka.

N: No i co. A ja jestem twoim gościem.

J: Co mnie to. Przebierasz się tu i koniec.

N: Ale ja chcę w łazience.

J: Nie!

N: Tak!

J: Nie! – to potrwało około 5 minut.

J: No dobra. Oboje przebieramy się tu. Odwróć się i ściągaj spodnie.

N: Jak chcesz. – powiedział ciesząc się nie wiadomo z czego.

Ja także się odwróciłam i zaczęłam się przebierać. Ściągnęłam spodnie i założyłam legginsy. Spojrzałam w tył, żeby upewnić się, czy przypadkiem Niall nie podgląda. Na szczęście nie patrzył. Zdjęłam z siebie koszulkę i sięgnęłam po drugą.

N: Woow! Masz tatuaż! – ja pierdole, jednak podgląda!

J: Miałeś nie podglądać! – stałam w samym staniku i spodniach…

N: Kiedy zrobiłaś? Ale fajny! U mnie w zespole tylko ja nie mam. Wiesz, Harry i Zayn mają najwięcej. Ale Liam i Louis też mają. Harry ma na brzuchu, na rękach…

J: Dobra, dobra! Nie chcę wiedzieć gdzie. – co za idiota.

Nagle blondas podbiegł do mnie w samych spodniach i zaczął przyglądać się mojemu tatuażowi z bliska. Miałam go nad linią majtek, po prawej stronie na plecach. Napis: Never give up.

N: Świetny jest! Chłopakom by się spodobał. – odwróciłam się do niego i już chciałam mu wygarnąć, gdy ten nagle się odezwał. – Ale masz mięśnie! I płaski brzuch! Ćwiczysz? Ja też! I chłopaki też! Ale fajnie.

J: Nie gap się tak na mnie! Nigdy dziewczyny nie widziałeś?! – wlepiał we mnie wzrok jak w jakiś posąg.

N: No nie tak z bliska i nie tak nagiej. Znaczy się prawie. A ja jak wyglądam? Przystojny jestem? – spytał napinając wszystkie mięśnie i robiąc jakieś dziwne pozy, na co odpowiedziałam śmiechem.

J: Tak, jesteś bardzo przystojny. – nie przestawałam się śmiać. Chociaż szczerze mówiąc, widać, że ćwiczy.

N: Serio? Czy sobie żartujesz? – powiedział robiąc dziubek z ust.

J: Serio, serio. Okey, ubieramy się.

N: Ej, mogę pomacać? – nie czekał na odpowiedź i dźgnął mnie palcem brzuch, przez co się zwinęłam. No, mam łaskotki.

J: Przestań!

N: Że co? Too? – zaczął mnie bardziej dźgać.

Po chwili już nie mogłam i wybuchłam śmiechem. Zaczęłam przed nim uciekać po pokoju, a on mnie gonił.

N: No czekaj! – krzyczał przez śmiech.

Biegaliśmy tak parę minut, gdy nagle chłopak złapał mnie w pasie i rzucił na łóżko. Teraz to serio zaczął mnie porządnie łaskotać. Zwijałam się jak głupia na tym łóżku, a on nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Zebrałam w sobie siły i postanowiłam mu się odwdzięczyć. Zaczęłam łaskotać go po brzuchu, na co chłopak także zaczął wić się po łóżku. Po chwili to ja przejęłam inicjatywę i już nie byłam gilgotana. Teraz to on cierpiał!

N: Dobra stop! – wydusił z siebie przez śmiech.

Odsunęłam się od niego i padłam na pościeli. On leżał koło mnie i także ciężko dyszał. Wyglądaliśmy zapewne jak po ostrym seksie.

J: Lepiej ze mną nie zaczynaj. – powiedziałam z uśmiechem.

N: Zapamiętam. Aż zgłodniałem. – cooo?

J: Chyba sobie żartujesz? Ile ty jesz człowieku?

N: Tyle ile trzeba! – odpowiedział oburzony.

J: Niech ci będzie. Okay, idziemy biegać, czy nie?

N: Nie mam siły.

J: No ja też…

N: Masz zadanie z matmy na jutro?

J: Nie, a ty?

N: Też nie. Robimy? A potem pójdę do domu i będziesz mieć spokój. – powiedział odwracając głowę w moją stronę. Cieszył się jak zwykle.

J: Dobra. To idź po swoje książki do auta. Tylko załóż koszulkę, żeby moi rodzice sobie czegoś nie pomyśleli…

N: Czego? – serio, jest aż tak tępy?

J: Nie ważne. Ubieraj się i idź.

N: Ok. Ale ty nie musisz się ubierać. – powiedział szczerząc się jak dziecko.

J: Ha ha. Bardzo śmieszne. Spadaj już! – zepchnęłam go z łóżka, a on spadł z hukiem na ziemię.

N: Ałć! To bolało!

Przewróciłam tylko oczami i wstałam, żeby ubrać bluzkę. Niall też się ubrał i poszedł do auta po książki. Ja wyjęłam z torby swoje. Zeszłam jeszcze na dół, żeby wziąć coś do picia.

Mama: Nie idziecie biegać?

J: Nie, będziemy się jednak uczyć.

M: Acha. A co to za krzyki były na górze? – spytała unosząc brwi.

J: Um… Niiic… - nie mogłam wymyślić niczego lepszego, więc zwinęłam karton z sokiem, dwie szklanki i pobiegłam na górę.

Po chwili na górę przyszedł Niall z książkami i zeszytem. Napiliśmy się soku i zrobiliśmy zadania z matematyki. Dużo się przy tym śmialiśmy i żartowaliśmy. Po godzinie zadania były skończone.

N: Dobra, to ja już się będę zwijał. Dzięki za zakupy i te lekcje. – powiedział wskazując na książki.

J: Spoko. Przebierz się tylko. – zaśmiałam się.

N: Ach tak, zapomniałbym. – pokazał zęby w pięknym uśmiechu.

Blondyn przebrał się w swoje ciuchy, wziął książki i ruszył po schodach na dół. Ja szłam za nim. Po drodze pożegnał się jeszcze z moimi rodzicami i jeszcze raz podziękował mamie za obiad.

J: To na razie. Do jutra.

N: Tak, do jutra. A! Tu masz mój telefon jakbyś coś chciała, bo nadal jestem ci coś winny za tą pomoc przy zakupach.

J: Przecież postawiłeś mi obiad.

N: No i co. Poświęciłaś mi parę godzin, więc jak coś to wiesz… - przystawił rękę do ucha ustawiając ją na kształt słuchawki i powiedział bezgłośnie coś w stylu : „Call me!” .

J: Okey! – uśmiechnęłam się szeroko.

Niall odwrócił się i poszedł do auta. Po chwili odjechał. Fajny z niego chłopak. Miły. To znaczy nie jako chłopak, że chłopak… Tylko jako kolega, znajomy. No wiecie o co chodzi, nie? Poszłam do siebie do pokoju. Przez resztę wieczora robiłam to co zwykle. Dzisiaj nie zdążyłam pobiegać, więc trochę więcej poćwiczyłam. Potem wyszłam jak zwykle na dach zapalić i poszłam spać. Obudziłam się jednak po około 2 godzinach i zaczęłam słuchać muzyki. Mój pieprzony nadmiar energii znów daję się we znaki. W ciągu tej nocy spałam może jeszcze z godzinę. Nad ranem weszłam na Twittera. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wpis Niall’a Horan’a:

„alexxx: Dzięki za miłe popołudnie. Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy ;) „

Pod spodem oczywiście kilka hejtów, a także komentarze w stylu: „ Uuu, Nialler się zakochał!” . Ja pierdole, jaki żal. Zamknęłam laptopa. Była 7.00, więc wzięłam prysznic i poszłam do kuchni coś zjeść. Po śniadanku zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam do szkoły. Dzisiaj mam w-f! Och tak, moja ulubiona lekcja. Towarzyszą jej też niestety biologia, chemia, angielski i tak dalej, ale na w-f warto poczekać. Niestety jest ostatni. Gdy weszłam do szkoły, od razu zaczepiła mnie moja przyjaciółka.
Jenn: Cześć Alex! Jak ja cię dawno nie widziałam! – rzuciła mi się w ramiona.
J: Noo, całe dwa dni. Normalnie masakra. Co u ciebie? Już jesteś zdrowa?
Jenn: Tak, przecież wiesz, że mój organizm szybko się odbudowuje. Więc czuję się zajebiście! Jaką lekcję mamy pierwszą? A nie, czekaj… Jak było na randce z Haroldem!? – powiedziała, a raczej wykrzyczała szczerząc się jak głupia.
J: Ciszej. Wszyscy ludzie się na nas gapią. – serio, wszyscy odwrócili głowy w nasza stronę i patrzyli na mnie z wytrzeszczonymi oczami. – To nie była randka. To po pierwsze. Po drugie byliśmy na jakimś głupiej komedii romantycznej. A po trzecie to… No nie lubię go dalej, więc nic się nie zmieniło. Idziemy na chemię?
Jenn: No idziemy… Ja nie wiem czemu ty go nie lubisz. Serio. No bo jest dla ciebie miły, widocznie mu się podobasz, jest mega przystojny. A ty go olewasz. Ale dobra, to twoja decyzja.
J: No właśnie. Dzięki. Wkurwia mnie jak nie wiem co. Już samym swoim wyglądem i zachowaniem. Nie mogłabym z nim wytrzymać całego dnia. Chyba bym nerwicy dostała. Okey, idziemy, bo zaraz naprawdę się spóźnimy.
Jenny przytaknęła i weszłyśmy do klasy. Wszyscy już siedzieli na swoich miejscach. Usiadłam w środkowej ławce razem z przyjaciółką i się rozpakowałam. Wspominałam, że wszyscy chłopcy (a raczej te stworzenia) z One Direction są ze mną w klasie? Kurwa, ja to mam jednak pecha. Lekcja była tak nudna, że prawie zasnęłam. Oparłam głowę na rękach i udawałam, że słucham nauczycielki. Nagle poczułam jak ktoś mnie szturcha. Jenn.
Jenn: Ej. Śpisz?
J: Nie, nie śpię. Co chcesz? – szeptałyśmy tak cicho, że ledwo słyszałam samą siebie.
Jenn: Czemu ten blondyn się tak na ciebie patrzy?
J: Cooooo? – wielkimi oczami spojrzałam po klasie. Zatrzymałam się na blondynie. Faktycznie, Niall się na mnie gapi! Szybko odwróciłam wzrok z powrotem na Jenn. – Kurwa, nie wiem… Mówiłam ci przecież, że ci z tego zespołu są pojebani.
Nauczycielka: Alex, chciałaś coś powiedzieć? – czyżby usłyszała moje wulgaryzmy?
J: Ja…um… Nie, rozmawiałyśmy właśnie o reakcji chemicznej wodorotlenku sodu z solami wyższych kwasów karboksylowych. – kurwa, ale wymyśliłam.
Nauczycielka: Ach tak. My też właśnie o tym rozmawiamy. Powróćmy więc do lekcji. – serio?
Uff, tym razem mi się upiekło. Ale do jasnej cholery, czemu ten debil się na mnie patrzy?!  Nie powiem, wczoraj było dość fajnie, ale żeby od razu tak bezczelnie się na mnie gapić? Co za ludzie. Gdy tak sobie rozmyślałam, zadzwonił dzwonek. Wrzuciłam książki do torby i wyszłam na korytarz. Od razu podbiegł do mnie Niall. Ja pierdole, chyba zmienię szkołę.
Niall: Cześć Alex! Co tam u ciebie? Wiesz co? Dzisiaj rano dałem mojej kuzynce prezent! Wiesz jak się cieszyła? Dzięki ci jeszcze raz! – wypowiadając ostatnie zdanie zrobił mi jakiś dziwny pokłon. Z której choinki on się urwał?
J: Spoko, nie ma za co. Czemu się tak na mnie gapiłeś przez całą lekcję?
N: No bo właśnie czekałem, żeby się z tobą przywitać. A poza tym chemia jest taka nudna… Co nie?
Jenn: O, co ja tu widzę? Tak sobie po prostu rozmawiacie? – ach, musiała się wtrącić.
J: Tak, tak po prostu. Jenn, kurwa, zawsze musisz sobie coś wyobrażać?!
N: Cześć Jenny. Bo wiesz, Alex pomogła mi wczoraj wybrać prezent dla kuzynki. No i właśnie jej za to dziękowałem. – dzięki kurwa za wytłumaczenie.
J: Właśnie tak. Ty Jenn musisz sobie chyba chłopaka znaleźć, bo widzę, że ci się nudzi. Niall, jakieś propozycje? – zapytałam unosząc śmiesznie brwi.
N: No pewnie! Znam wielu wolnych chłopaków! Nie martw się Jenn, coś ci znajdziemy. – powiedział pokazując wszystkie swoje ząbki.
Jenn: Przestańcie! Widzę, że nadajecie na tych samych falach. Idę od was, bo dwie sztuki takich pojebańców to już zagrożenie życia. – powiedziała nader poważnie.
Ja i Niall wybuchliśmy śmiechem patrząc na odchodzącą, naburmuszoną Jenny.
N: Biegasz dzisiaj? Wczoraj nie zdążyliśmy, więc wiesz…
J: No pewnie, że tak. Zapamiętaj sobie: biegam codziennie. No chyba, że jakiś typek mi w tym przeszkodzi…
N: Oj weź! Sama się zgodziłaś na te zakupy! – powiedział oburzony.
J: Wiem, przecież żartuję! – zaśmiałam się. – To idziesz ze mną? Zaczynam o 17.
N: Okey, będzie fajnie. To będę u ciebie o 16.50.
J: Tylko się ubierz w jakieś dresy, bo sam wiesz, że przebieranie u mnie może się skończyć źle. – uśmiechnęłam się szeroko.
N: No, coś o tym wiem! – również zaczął się śmiać.
Po 5 minutach wypełnionych naszym śmiechem i rozmowami zadzwonił dzwonek na lekcję. Tak się zastanawiam, gdzie jest reszta chłopaków z Łan Dajrekszyn (xD) . Pewnie się gdzieś włóczą po boisku. Reszta lekcji minęła mi spokojnie. Teraz siedzę sobie na angielskim. Zaraz w-f. Angielski mamy z naszą wychowawczynią, panią Conor więc często gadamy o sprawach wychowawczych.
p.Conor: A własnie! Miałam wam o czymś powiedzieć. Pamiętacie jak prosiliście mnie o wycieczkę trzy-dniową? No to wasze marzenia się spełniły, bo jedziemy do Nowego Yorku.
W klasie zabrzmiały gromkie brawa i głośne okrzyki radości. Długo na to czekaliśmy. No bo co jest lepszego od wycieczki trzydniowej ze swoimi przyjaciółmi? I to do New York City?! Potem pani dała nam jeszcze harmonogram wycieczki i zgody.
p.C: Jest tylko jeden problem. Jutro wyjeżdżamy. Wiem, że to bardzo szybko, ale jedna z klas w ostatnim momencie się wycofała, a my zajęliśmy jej miejsce. Kto nie zechce jechać, ten niech się zgłosi. – oczywiście nikt nie podniósł ręki. – No dobrze. Jak będzie jakiś problem z rodzicami, to niech zadzwonią do mnie. Spróbuję ich przekonać.
Po chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy uradowani wybiegli z klasy w podskokach. Tak, mamy po 19 lat.
Jenn: Alex! Idziemy dzisiaj na zakupy! Nie mamy żadnych ciuchów, jedzenia i tak dalej!
J: Racja. Na szczęście mam przy sobie kartę. Tylko o 17.00 jestem umówiona Z Niall’em na bieganie. Ale chyba zdążymy co nie?
Jenn: Raczej tak… Kończymy o 15.00. Chociaż wiesz co? Może być trudno… Muszę kupić sobie masę nowych rzeczy. W końcu jedziemy do Nowego Yorku!
J: Kurwa, ale co z Niall’em?
Jenn: No nie wiem, może niech pójdzie z nami? Wydaje się być spoko.
J: No dobra. Zaraz w-f, to się go spytam.
Chyba nie będzie aż tak źle prawda? W końcu dosyć dobrze się dogaduje z tym chłopakiem. Nie czuję się przy nim spięta i w ogóle. To znaczy nie żebym się w nim zakochała albo coś w tym stylu! O nie, on nie jest w moim typie. Po prostu jest fajny jako przyjaciel. Serio. Nie myślcie sobie nie wiadomo czego. Wracając do rzeczywistości… Właśnie biegam po sali gimnastycznej, bo mamy rozgrzewkę. Ogólnie zajmujemy się teraz gimnastyką, rozciąganiem i tak dalej, więc lekcje są raczej luźne. Nasz nauczyciel wyszedł gdzieś na chwilę, więc postanowiłam zagadać do Niall’a w sprawie tych zakupów. Rozglądnęłam się po sali w poszukiwaniu jego jasnej czupryny. O jest! Kurwa, stoi z tymi swoimi fagasami. Dobra, raz się żyję. Zaczęłam iść w ich stronę. Niall i Louis stali oparci plecami o drabinki, a naprzeciwko ich, czyli tyłem do mnie stali Harry, Liam i Zayn. Ale dawno nie gadałam z Harry’m. Na szczęście. Od tej pory od razu humor mam lepszy. Podeszłam bliżej, tak, że stałam około metr od chłopaków. Niall chyba mnie zauważył, bo spojrzał w moją stronę.
Ja: Cześć Niall. – nagle wszyscy chłopcy odwrócili się w moją stronę. Co się tak patrzycie debile?
Niall: O, hej Alex. Co tam? – uśmiechnął się szeroko.
J: Jutro jedziemy na tą wycieczkę, więc musimy iść z Jenn na zakupy do galerii. No i nie wiem czy zdążymy dzisiaj pobiegać.
N: Acha… Okey, nie ma sprawy. – powiedział zawiedziony.
J: Ale wiesz co? Może chciałbyś iść z nami? Może jak nam pomożesz przy ciuchach, to się szybciej wyrobimy i zdążymy jeszcze pojechać do mnie…
N: Super! To po tej lekcji czekajcie przed wejściem do szkoły. Pasuje?
J: Pewnie. To do zaraz. – posłałam mu szeroki uśmiech, co zaraz odwzajemnił.
Reszta chłopaków patrzyła się to na mnie, to na Niall’a z opuszczonymi szczenami i wytrzeszczonymi oczami. Odwróciłam się i poszłam kontynuować swoje ćwiczenia. Potem widziałam, jak chłopcy okrążyli Niall’a i zaczęli go o coś wypytywać. Ja pierdole, teraz to chyba mamy przesrane. Zadzwonił dzwonek. Poszłam z Jenn do szatni przebrać się w swoje ciuchy.
Jenn: I co, pytałaś się?
J: No, zgodził się.
Jenn: O, to fajnie. Tylko bez komentarzy mojej osoby proszę. – powiedziała poważnym tonem.
J: Okey, przyrzekam. – podniosłam do góry dwa palce i wypięłam pierś.
Wybuchłyśmy obie śmiechem. Gdy skończyłyśmy się przebierać, ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Niall już na nas czekał. Na szczęście nie było z nim tej jego świty. Podeszłyśmy do uśmiechniętego chłopaka i po chwili siedziałyśmy już w jego aucie. Po krótkich uzgodnieniach co do galerii, ruszyliśmy w stronę największego centrum handlowego w mieście. Nie obyło się oczywiście bez wybuchów śmiechu i tym podobnych. Po około 20 minutach byliśmy na miejscu. Wypakowałam książki z mojej torby i zostawiłam je w aucie Horana, żeby mieć miejsce na ewentualne zakupy. Weszliśmy do budynku i ogarnęliśmy wzrokiem dużą przestrzeń.
Jenn: Idziemy po kolei do każdego sklepu?? – ta to ma zawsze wspaniałe pomysły.
N: Taak! – a ten to zawsze jest na tak.
J: Oszaleliście?! Przecież to nam zajmie całą noc! Ale zajebiście! – a ja zawsze zgadzam się na takie głupie pomysły.
Lataliśmy tak po wszystkich sklepach jak dzieci słońca. My jako dziewczyny ciągle grzebałyśmy w wieszakach z ubraniami. Ale Niall też nie jest święty! Wybrał sobie chyba z 10 koszulek z krótkim rękawem , a teraz przymierza jakieś spodnie.
N: No i co? Te są fajne? – powiedział wyłażąc z przebieralni.
J: No zaczepiste. Bierz je. Ale te brązowe też fajne.
N: Masz racje. Wezmę dwie pary.
J: Kurwa, jesteś gorszy ode mnie! – zaśmiałam się.
N: Przestań. Po prostu jak nie mogę się zdecydować między dwoma rzeczami, to biorę to i to. Proste nie?
J: Taa. Już sobie wyobrażam jak wygląda twoja szafa.
N: Chciałaś powiedzieć moja garderoba.
J: No cóż… Nie kontynuujmy tego tematu, bo wpadnę w kompleksy. Mój kolega ma więcej ciuchów ode mnie…
N: Ale śmieszne. Patrz ile ty nakupiłaś! Teraz to już na pewno masz więcej ubrań ode mnie! – wyszczerzył zęby.
Jenn: Dobra, nie kłóćcie się już! Może idziemy coś zjeść?
Chyba wyobrażacie sobie odpowiedź Niall’a, prawda? Krzyki, oklaski, podskoki i tak dalej. Po chwili byliśmy już w pierwszej lepszej knajpie z jedzeniem. Zamówiłam sobie frytki, kanapkę i babeczkę czekoladową na deser. Jenn zamówiła to samo co ja, a Niall… No dużo rzeczy. Usiedliśmy przy stoliku i gadaliśmy o jakichś głupotach czekając na zamówienie. Gdy w końcu do nas dotarło, zaczęliśmy jeść. O dziwo, skończyliśmy ucztę wszyscy w tym samym czasie, a przypominam, że Nialler miał około 5 razy więcej niż my. Serio nie przesadzam. Zebraliśmy wszystkie nasze torby i wyszliśmy z lokalu. Sporo tego było. W sumie, to byliśmy cali obładowani. Poszliśmy jeszcze do stoiska ze słodyczami i także się obkupiliśmy. Trzeba będzie coś jeść w drodze, prawda? W końcu z Londynu do Nowego Yorku trochę drogi jest… Znaczy się lecimy samolotem. Nie ważne. A tak w ogóle, to ciekawe czy mam na karcie chociaż trochę kasy. Dzisiaj zaszalałam, to trzeba przyznać. Potem skierowaliśmy się już w stronę wyjścia. Spojrzałam na zegarek. 20.00 . Kurwa, serio?! 5 godzin?! Odwieźliśmy Jenny do jej domu.
N: Okey, to teraz do ciebie?
J: No chyba tak. Znowu sobie nie pobiegaliśmy…
N: No, szkoda. Chciałbym już zobaczyć jak zostajesz za mną kilometr w tyle… - na jego twarzy zagościł podstępny uśmieszek.
J: Chyba sobie żartujesz?! Prześcignęłabym cię nawet na czworaka!
N: Haha, na pewno! Wiesz co? Przekonajmy się. Jedziemy do ciebie, przebieramy się i idziemy biegać.
J: Ale jest 20.00! Jutro o 4.00 rano mamy zbiórkę pod szkołą…
N: No i co z tego? Ty nie dasz rady? Okey, jeśli się poddajesz…
J: Nie! Dobra, jedziemy do mnie. Tak ci dupę przetrzepie, że jutro nie wstaniesz.
N: Oh Alex, nie ekscytuj się tak. Zostaw sobie trochę energii na bieg. Uwierz mi, że ci się przyda.
Zmierzyłam go ostrym wzrokiem. Ja mu dzisiaj pokażę.
J: Przymknij się już i jedź.
On tylko głośno się zaśmiał i ruszył spod domu Jenn w stronę ulicy, na której mieszkam. Gdy już dotarliśmy, zabrałam z bagażnika Niall’a wszystkie swoje torby i ruszyliśmy w stronę drzwi. Horan wziął też swoje ciuchy na przebranie. Och, mam nadzieję, że tym razem uda nam się normalnie przebrać. Gdy weszliśmy do domu, moja mama od razu przywitała nas uradowana.
M: Alex, Niall! Chcecie coś zjeść?
J: Nie mamo, przed chwilą jedliśmy.
M: A może chociaż weźmiecie sobie po ciastku? Przed chwilą upiekłam! – popatrzyłam na Niall’a. To chyba logiczne, że aż mu ślinka ciekła, prawda?
J: No dobrze.
Wzięliśmy po ciastku i ruszyliśmy na górę. Rzuciłam wszystkie reklamówki z zakupami na łóżko i wzięłam z szafy strój do biegania. Odwróciłam się do Niall’a. Akurat paradował po moim pokoju w bokserkach i rozpiętej koszuli w kratę. Wyglądał komicznie. Cicho się zaśmiałam i zaczęłam się przebierać. Tym razem obyło się bez żadnych gonitw i krzyków.
J: Gotowy?
N: Tak jest! – chłopak stanął na baczność i zasalutował, na co po chwili wybuchliśmy śmiechem.
Zbiegliśmy po schodach na dół. Wleciałam jeszcze do kuchni powiedzieć mamie, że idziemy pobiegać. Po drodze złapałam jeszcze jedno ciastko. Ugryzłam je i poszłam do drzwi wejściowych, gdzie czekał już blondyn. Spojrzał na mnie i na moje ciastko błagalnym wzrokiem. Ach tak, zapomniałam wziąć dla niego.
J: Dobra, masz. – oddałam mu nadgryzione ciastko, a on ucieszył się jakby przynajmniej od tygodnia nic nie jadł.
Ubraliśmy buty i wyszliśmy na zewnątrz. Dobrze, że wzięłam bluzę, bo robiło się już chłodno. Zaczęliśmy truchtem biec po chodniku. Najpierw biegliśmy równym tempem, ale po chwili zaczęły się wyścigi.
N: Kto pierwszy do tamtego drzewa! – powiedział wskazując palcem na oddalone na około 500 metrów od nas drzewo.
Oczywiście wygrałam. Sytuacja powtórzyła się kilkanaście razy i ciągle wygrywałam. Niall był już tak zdesperowany, że ogłaszał nowy konkurs co 2 minuty. W końcu dałam mu wygrać, bo by chyba nigdy nie odpuścił. Zrobiło się już ciemno, a my jak jakieś przygłupy z psychiatryka biegaliśmy po ulicach. W końcu zatrzymaliśmy się zdyszani na środku chodnika, około 5 minut drogi od mojego domu.
J: I co? Zmęczony?
N: No kurwa, i to jak. – powiedział dysząc. – Wracamy już?
J: No. Która godzina? – Niall wyjął z kieszeni telefon.
N: 21.30 . Ale teraz już idziemy powoli, okey? – spytał z bladym uśmiechem na twarzy.
J: Tak. Dobry pomysł. – zaśmiałam się.
Resztę drogi szliśmy bardzo, ale to bardzo powoli. Normalnie po takim biegu bym się nie zmęczyła, ale przez ten ciągły śmiech i ściganie się, jestem wykończona. Doszliśmy do mojego domu i weszliśmy do środka. W kuchni nikogo nie było. Zajrzałam do salonu. Rodzinka oglądała jakiś film. Weszliśmy na górę.
N: Muszę do kibla.
J: No to idź. Tamte drzwi. – wskazałam mu wejście do łazienki, a sama skierowałam się do mojego pokoju.
Zaczęłam ściągać bluzę, potem bluzkę, gdy nagle wszedł Horan. Odwróciłam się do niego i próbowałam coś wyczytać z jego wyrazu twarzy.
N: Co?
J: Nic. Przebieraj się.
Widocznie widok mnie półnagiej nie robił na nim wrażenia. To dobrze. Ubrałam się do końca, a Niall poszedł w moje ślady.
N: Dobra, ja już lecę. Muszę się jeszcze spakować. Ciekawe ilu osobowe będą pokoje, co nie?
J: No. Mam nadzieję, że dwu, bo chcę być z Jenny.
N: A nie możecie być też z innymi dziewczynami? – powiedział z grymasem na twarzy.
J: Yy, nie? Mnie dziewczyny nie lubią. No oprócz Jenn. Wiesz, nie mam na twarzy tapety, nie lubię gadać o paznokciach, palę papierosy, mam tatuaże… Chyba do nich nie pasuję. I się z tego cieszę. – uśmiechnęłam się szeroko.
N: Ty jesteś nienormalna.
J: Co?
N: Znaczy się w dobrym znaczeniu tego słowa. No bo jesteś inna od tych wszystkich dziewczyn. Z tobą mogę normalnie pogadać, pobawić się, pośmiać. A inne laski wyobrażały by sobie już nie wiadomo co. Że się w nich zakochałem, że je podrywam, albo cos w tym stylu. A ty chyba tak nie myślisz, no nie?
J: Pewnie, że nie! Chyba sobie żartujesz?! Ja miałabym być twoją dziewczyną? Fuuu! – wykrzywiłam się.
N: No przestań! Chyba nie jestem taki zły? – powiedział zasmucony.
J: No nie, ale jesteś dla mnie tylko przyjacielem.
N: To dobrze! Ale jestem przystojny co nie? – zrobił jakąś dziwną pozę.
J: Pewnie! Kurwa, nigdy nie widziałam ładniejszego chłopaka! – wybuchłam śmiechem.
Śmialiśmy się tak jeszcze z 10 minut, po czym Niall w końcu postanowił wyjść. Odprowadziłam go do drzwi i się z nim pożegnałam. Poszłam do salonu powiedzieć rodzicom o wycieczce.
J: Mamo, tato, lecę jutro do Nowego Yorku. – rodzice popatrzyli się na mnie jak na niedorozwiniętą psychicznie.
Tata: Tak, tak. A my lecimy jutro na Hawaje sadzić ziemniaki.
J: Serio! Jutro jest wycieczka klasowa, pani Conor dzisiaj nam powiedziała. Jedziemy na 3 dni. Więc wrócę w sobotę wieczorem. To ja idę się pakować.
M: Czekaj, czekaj! A jakaś zgoda do podpisania albo coś?
J: Przypominam, że mam 19 lat, więc mogę podpisać sobie zgodę sama. – wyszczerzyłam się.
T: Dobra, dobra, dorosła panienko. O której masz zbiórkę?
J: 4 rano.
T: Odwiozę cię. Tylko połóż się wcześniej spać, żebym nie musiał cię potem budzić.
J: Oj, przecież wiesz, że nie potrzebuje dużo snu.
 M: Raz na ruski rok możesz chyba przespać w nocy więcej niż 3 godziny prawda? Ja nie wiem skąd ty bierzesz tyle energii. Bierzesz jakieś dopalacze? Tylko szczerze.
J: Mamo! Nie żartuj sobie. Nawet nie piję kawy. Idę już, bo z wami nie da się normalnie pogadać. Tato, pamiętaj, jutro 4 rano!
T: Pamiętam. Dobranoc.
J: Dobranoc.
Pobiegłam na górę skacząc po trzy schodki. Jak skakałam po trzy, to zawsze na końcu zostawały mi dwa. Fajnie, nie? Wyjęłam spod łóżka walizkę i zaczęłam się pakować. Najpierw wrzuciłam do niej wszystkie bluzki, które dzisiaj kupiłam. Kupiłam też 3 pary spodni i 2 pary trampek, które także wzięłam. Po co mi tyle tego? Nieważne. Pobiegłam do łazienki wziąć porządny prysznic. Umyłam zęby i twarz. Kosmetyczkę spakuje jutro, bo rano musze się jeszcze ogarnąć. Włożyłam do torby jeszcze kilka potrzebnych rzeczy typu: ładowarka do telefonu, karty do gry, zeszyt, długopisy itp. W torbę na ramię spakowałam trochę słodyczy, a resztę włożyłam do walizki. Jest już północ. Zajrzałam jeszcze na Twittera. Kilka ludzi z mojej klasy ekscytowało się tam jutrzejszym wyjazdem. Ale będzie zajebiście. Wylogowałam się i położyłam się do łóżka. Zgasiłam lampkę nocną i przymknęłam oczy. Pomyślałam jeszcze, czy czegoś nie zapomniałam spakować. Nie mogłam niczego wymyślić, więc po krótkiej chwili zasnęłam.
 
_________________________________________________
 
Ale długi co nie? ;D Co do następnego rozdziału, to powiem tylko tyle, że pojawi się trochę więcej Harry'ego. No i na tej wycieczce może coś się zadzieje... Jeszcze nie napisałam , więc nie wiem ;> A, jeszcze coś. Nie wiem czy zauważyliście, ale w tej serii imaginów są pewne anomalie... A konkretniej, wszyscy chłopcy z 1D mają po 19 lat, a także Harry pali. Dobra, nie wiem czemu tak jest xD Jakoś mi tak pasowało, więc tak zrobiłam -.- A co, nie mogę?
Do następnego ;) 
 

2 komentarze:

  1. Zaaaaaaajebiasty <3 Kocham to opowiadanie <3 :* <3 :*
    Coś się będzie działo na wycieczce, więcej Harry'ego, aaaaaaa, będzie się działo :*
    KC <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Część 1 do imaginu z Louis' em pojawi się jutro . A twoje imaginy są zajebiste :)

    OdpowiedzUsuń