Jeszcze przez chwilę blondyny pomarudziły i światło zgasło. Normalnie, to bym nawet nie myślała o tej porze o spaniu, ale w tych warunkach… Jestem nieźle wykończona. Nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Może nie tyle co wykończona, tylko… No nie wiem, po prostu za dużo rzeczy naraz. Zasnęłam momentalnie.
***
Z głębokiego snu obudziło mnie
jakieś mlaskanie nad uchem. Powoli otworzyłam oczy i przetarłam je wierzchem
dłoni. Gdy już oswoiłam się ze światłem, obok siebie zauważyłam Niall’a
jedzącego moje żelki. Tak, moje żelki!
J: Kurwa, Niall. Co ty robisz? –
uniosłam się na łokciach, żeby lepiej mu się przyjrzeć.
N: Cześć Alex. Skończyły mi się
słodycze, więc pomyślałem, że ty jeszcze trochę masz… Śniadanie jest dopiero za
pół godziny, a ja jestem mega głodny. – wyszczerzył się.
J: Pół godziny… Faktycznie, nie
wytrzymałbyś. – westchnęłam. – Jak tu wszedłeś?
N: Amber mi otworzyła.
Dopiero teraz zauważyłam, że
blondynka siedzi na swoim łóżku i się nam przygląda. O co chodzi?
J: Aha.. Okeey. Oddawaj to. –
wyrwałam mu paczkę żelek z ręki i sama zaczęłam je konsumować.
N: No weź, podziel się!
Zaśmiałam się, a Nialler zaczął
wyginać się próbując zabrać mi opakowanie.
J: Mam tylko nadzieję, że nie
zjadłeś mi mojego batona… Niall? – miałam tylko jednego, a to mój ulubiony.
N: Batona? Masz batona!? – zerwał
się z łóżka i zaczął przekopywać ciuchy w mojej walizce.
J: Nie! Zostaw! Masz żelki, ale
zostaw batona!
Moja propozycja chyba nie była
wystarczająco przekonywująca, bo Blondyn nie zaprzestał swoim działaniom.
Rzuciłam się na niego i po chwili wydobyłam batonika z bocznej kieszonki
walizki. Mam! Szybko wróciłam na łóżko i zakryłam się cała kołdrą w celu
ochrony mojej cennej własności. Po chwili poczułam, jak Niall przygniata mnie
swoim ciałem. Zaczęłam krzyczeć, ale to nie działało. Zerwał ze mnie kołdrę i
rzucił ją na podłogę. Amber przyglądała się całemu zajściu w skupieniu. Bitwa o
batonika, to aż tak interesujące? Niall właśnie szykował się do skoku na mnie,
więc pospiesznie uniosłam rękę do góry w celu zwrócenia na siebie uwagi.
J: Czekaj! Okey, dam ci kawałek. –
powiedziałam zrezygnowana.
N: Połowę. – o, jeszcze ustala
warunki?
Szybko rozpakowałam obiekt naszej
walki z papierka i ugryzłam większą połowę zapełniając sobie przy tym cały
otwór gębowy. Już chciałam wziąć do buzi drugą część, gdy nagle Horan rzucił
się na mnie i wyrwał mi słodycz z ręki. Wepchał batona szybko do buzi i
uśmiechnął się z triumfem. Oboje wybuchliśmy śmiechem.
Jenn: Fuu, jecie razem jednego
batona?
N: A czemu nie? Alex, brzydzisz
się mnie?
J: Nie, to przecież ty zjadłeś tą
obślinioną przeze mnie część. – szeroko się uśmiechnęłam.
N: Fakt. Ale ja się ciebie nie
brzydzę. Gdzie ty kupujesz takie dobre batoniki?
J: Po prostu moja ślina jest taka
dobra… - zażartowałam.
N: Tak myślałem. Dasz jeszcze
trochę? – już szykował się do skoku na moje łóżko.
J: Nie, Horan, stop! Nie dam ci
swojej śliny! Odbiło ci?! Wypierdalaj! – mimowolnie zaczęłam się śmiać, chociaż
w tym momencie chciałam być poważna.
Oczywiście chłopak nie posłuchał
mnie i rzucił się na moje łóżko tym samym mnie przygniatając. Nagle usłyszałam
głośne odchrząknięcie dobiegające gdzieś ze strony drzwi. Oboje z Niall’em
podnieśliśmy głowy, ale chłopak dalej na mnie leżał. W drzwiach zobaczyłam
naszą nauczycielkę, panią Conor. No zajebiście.
p.C: Co wy tu najlepszego robicie,
dzieciaki? – powiedziała zirytowana.
J: My..um..nic… - nie mogłam
niczego wymyślić.
p.C: Możecie miziać się odrobinę dyskretniej?
Rozumiem, że się kochacie i tak dalej, ale nie trzeba od razu okazywać tego tak
publicznie. Mam nadzieję, że w tym pokoju do niczego nie doszło..
J: Co? Proszę? My nawet… Blee! –
zrzuciłam z siebie Niall’a, który momentalnie spadł na podłogę i zaczął się
chichrać.
N: Przepraszamy, będziemy
dyskretniejsi. - wstał i otrzepał spodnie nie przestając się uśmiechać.
Pani Conor pokręciła głową i
wyszła z naszego pokoju.
J: No zajebiście, Conorowa myśli
teraz, że jesteśmy parą. I że się tu lizaliśmy. Kurwa Niall, czemu nie
zaprzeczyłeś?!
N: Tak dla jaj. Teraz wszyscy będą
myśleć, że jesteśmy razem. Ale będzie śmiechowo, co nie? A jak Hazz się wkurzy…
Będzie jazda, zobaczysz!
J: Co? Czemu Harry się wkurzy?
N: Um… Nie, tak mi się
powiedziało. Idziemy na śniadanie?
J: Niall. Niallerku kochany.
Powiedz mi proszę, o co chodzi? –
N: Nie, ja nie mogę. – powiedział
szybko, odwrócił się i wybiegł z pokoju.
J: Ugh, on coś kręci.. –
powiedziałam sama do siebie.
Amber: To wy nie jesteście razem?
– a ty co się wpierdalasz?
J: Co? Nigdy w życiu! Chyba nie
myślałaś… Ja pieprze, czemu wszyscy tak myślą?!
Am: Bo tak to wygląda. – spuściła
wzrok.
J: Czemu? Nieważne. Dlaczego w
ogóle pytasz? – zapytałam z miną „Kurwa, o co ci chodzi?! „
Am: Nie, tak po prostu… -
zarumieniła się.
J: Czy ty się w nim zakochałaś? –
tak, czasami walę prosto z mostu.
Am: Nie! Um… nie, no co ty! –
teraz już była czerwona jak burak, co w jej przypadku jest bardzo dziwne.
J: Wiem, że coś kręcisz, ale nie
będę tego kontynuowała. Idę na śniadanie.
Amber chyba ulżyło, że nie chcę
ciągnąć rozmowy, bo odetchnęła z wyraźną ulgą. Ja pierdole, tylko nie mówcie,
że ona się zakochała w Niall’u! Nie no, zaraz jebnę. Okey, wymazuje to z pamięci.
Wzięłam jakieś ciuchy z walizki i poszłam do łazienki. Odjebałam codzienną
toaletę i się ubrałam.
***
(od tego momentu nie bierzcie tego na poważnie xD Taki bonus.)
Potem poszliśmy zbierać grzyby na
pustynie. Jak złowiliśmy już kilka ryb, to wzięliśmy te jagody i zanieśliśmy do
łazienki. Wyszliśmy z kuchni i poszliśmy na balkon sadzić ziemniaki. Jak
skończyliśmy, to byliśmy cali brudni od tych marchewek, więc założyliśmy skarpetki.
Zrobiliśmy zakupy w kościele, a gdy wyszliśmy z tego kina, skierowaliśmy się w
stronę basenu. Pojeździliśmy kolejką górską i kupiliśmy spodnie. Następnie poszliśmy
do muzeum i pobiegaliśmy po stadionie. Gdy wróciliśmy do szkoły, nie byliśmy
zmęczeni, więc poszliśmy spać. Tak minęła nam noc. Dziękuje, do widzenia.
No. To jest takie głupie i
bezsensowne, że aż szok. Dlatego to lubię! Napisałam to wczoraj w nocy, gdy nie
miałam co robić ;D No, bo przecież w nocy się nie śpi. I miałam taki przypływ
energii, że aż musiałam wymyślić coś tak dennego jak to . Omm, jestem taka dumna z
siebie i mojej głupoty. Pozdro 600.
PS. Jak ja mogłam wymyślić coś
takiego ?!?! Odjebało mi chyba. Macie numer do dobrego psychiatry?
Haha zajebiste!!! <3
OdpowiedzUsuńNajlepsza notka pod rozdziałem o tych ziemniakach, marchewkach i kościele haha xD
Jesteś zajebista! Kc <3