czwartek, 13 lutego 2014

Harry - imagin 17

On tylko się uśmiechnął i poprosił kelnera o kolejkę szotów. Wypiliśmy po kieliszku wódki, potem po jeszcze jednym. Czułam jak fala gorącej cieczy rozlewa się po całym moim ciele. Nie byłam jeszcze pijana. Harry chyba też nie.

***

H: Okey, możemy iść tańczyć.

Wesoło się uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę parkietu. Chłopak podążył za mną. Po chwili skakaliśmy w rytm szybkiej muzyki. Reszta chłopców oczywiście dołączyła do nas. Przetańczyliśmy kilka długich piosenek. Byłam zmęczona, miałam ciężki oddech. W powietrzu unosił się zapach potu i alkoholu. Typowa impreza. Nagle usłyszałam dźwięk wolnej muzyki. Połowa osób zeszła z parkietu. Chciałam zrobić to samu, gdy nagle poczułam czyjąś dłoń oplatającą mój nadgarstek. Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam znajomą mi już dobrze twarz w ramie gęstych loków. Harry uśmiechnął się i przybliżył mnie nieco do siebie.

H: Zatańczysz piękna?

Skinęłam głową i założyłam mu ręce na kark. On natomiast położył delikatnie swoje dłonie na mojej talii. Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Najpierw patrzyłam na swoje nogi, żeby przypadkiem nie podeptać butów chłopaka. Po chwili spojrzałam na jego twarz. Wpatrywał się w moje oczy z wielką pasją. Uśmiechnęłam się, a on jakby obudził się z transu. Odwzajemnił uśmiech i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Swoim ciałem dotykałam już jego odzianego jedynie w koszulę torsu. Wtuliłam w niego twarz, a on cicho zachichotał. Tańczyliśmy tak całą piosenkę. Ostatnie nuty ucichły i DJ zaczął ogłaszać jakiś konkurs. Odsunęłam się od Harry’ego i podziękowałam mu za taniec uśmiechem.

J: Idę do łazienki.

Skinął głową na znak zrozumienia, a ja ruszyłam w stronę toalety. Przeciskałam się przez tłum ludzi. Nagle ktoś zagrodził mi drogę. Spojrzałam na jego twarz, żeby móc go rozpoznać. Czy to nie jest… Bradley?

B: Cześć Alex! Nie spodziewałem się tu ciebie.

J: Hm, to samo mogłabym powiedzieć o tobie. Co ty tu robisz?

B: Jak to co? Bawię się. I widzę, że ty też. – zlustrował mnie wzrokiem z uśmieszkiem.

J: Tak. Idę do kibla.

B: No weź, nie bądź taka! Może chociaż coś wypijemy? – powiedział uśmiechnięty.

J: No dobra. Ale jak się zesikam to będzie twoja wina. – zaśmiałam się.

B: Okey, biorę na siebie całą odpowiedzialność! – uniósł w górę dwa palce na znak przysięgi.

Oboje się zaśmialiśmy i ruszyliśmy w stronę baru. Usiadłam na wysokim stołku, a chłopak zajął miejsce tuż obok mnie. Gestem ręki zawołał kelnera i zamówiliśmy po drinku. Po chwili dostaliśmy zamówiony alkohol i powoli zaczęłam sączyć chłodny trunek.

B: No więc, powiedz mi jak do cholery wymknęłaś się z hotelu? – uśmiech nie znikał mu z twarzy.

J: Po prostu. Wyszliśmy po ciszy nocnej. Nic trudnego. Nie wiem dlaczego nie strzegą wyjścia…

B: Wyszliśmy? Czyli nie jesteś tu sama?

J: Oszalałeś? Jestem z przyjaciółką i kolegami.

B: Kolegami… Tymi co właśnie tu idą? – wskazał ruchem głowy w stronę zbliżającej się grupki znajomych mi chłopaków.

J: Tak, właśnie z nimi.

Chłopcy zbliżyli się do nas i zmierzyli Brad’a wzrokiem. On popatrzył na nich i powtórzył ich ruchy. Chyba nie przypadli sobie do gustu.

Liam: Możemy się przysiąść?

J: Pewnie. Kolejka?

Louis: Alex, czemu ty nie jesteś jeszcze chociażby wstawiona? Tyle dzisiaj wypiłaś, że powinnaś leżeć pod którymś stołem!

J: Oj przestań, po prostu macie słabą głowę i porównujecie mnie do siebie. – uśmiechnęłam się.

Niall: Ej, my dzisiaj naprawdę mało wypiliśmy! Widzisz, wszyscy jesteśmy prawie trzeźwi!

No fakt, pijani to oni nie byli. A więc pora to zmienić. Zamówiliśmy kolejkę szotów i wypiliśmy w mgnieniu oka. Potem poszła jeszcze jedna kolejka. Chłopcy przysiedli na stołkach, ażeby przypadkiem nie stracić równowagi. Zaśmiałam się cicho i popatrzyłam na Hazze. Siedział krzesło ode mnie i patrzył na mnie oparty na łokciu o ladę. Chyba nie podoba mu się zbytnio, że siedziałam tu z Bradley’em. Serio, jest aż taki zazdrosny? Przecież się nawet nie całowaliśmy ani nic z tych rzeczy. A on uaża jakbym była… jego własnością? No coś w tym stylu… Prawie. Chyba alkohol zaczyna powoli działać na mój organizm. Zeskoczyłam ze stołka i postanowiłam pójść w końcu do tego kibla. Zaraz na serio nie wytrzymam i będzie problem. Ruszyłam w stronę toalet i tym razem bez żadnych przeszkód dotarłam. Spełniłam swoją potrzebę i od razu mi ulżyło. Podeszłam do zlewu i umyłam ręce zimną wodą. Chciałam ochlapać także twarz, ale w porę przypomniałam sobie, że mam na sobie makijaż. Niestety, będę musiał obejść się bez tego. Wyciągnęłam z torebki tusz do rzęs i przejechałam nim po rzęsach, aby poprawić nieco efekt. Chowając kosmetyk natrafiłam na paczkę papierosów. Ach, jak dawno nie paliłam. Chyba już pora. Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę wyjścia na taras. Znaczy się taki jakby taras. Takie coś przed klubem. Nieważne… Poczułam chłód okalający moje ciało. Wzdrygnęłam się, ale po chwili przyzwyczaiłam się do zmiany temperatury. Wyjęłam z paczki papierosa i zapaliłam. Dym rozszedł się przyjemnie po moich płucach. Wypuściłam powietrze i zaczęłam rozmyślać. Chyba wiadomo o czym. A raczej o kim. Nagle usłyszałam kroki za sobą. Nie odwróciłam się, bo przypomniałam sobie, że tu kręci się wielu ludzi. Przecież jestem na imprezie, a nie na bezludnej wyspie.

___________________________________________________________
 
Jeszcze tylko jeden, ostatni rozdział! Dodam go jutro, już połowę napisałam ;) Także tego... Miłego czytania i oczekiwania ;-)

1 komentarz:

  1. Boże, świetny! Cudowny! Wspaniały! ZAJEBISTY!!! <3
    Dlaczego już koniec? To jest moje ulubione opowiadanie! Dlaczego już koniec??? :*
    Mam nadzieję, że dużo się w nim wydarzy <3
    Kc :*

    OdpowiedzUsuń