piątek, 31 stycznia 2014

Harry - imagin 2

No hej ;) Wstawiam drugą część imagina z Harry'm .
Klaudia14 (http://imaginy-o-jednokierunkowych.blogspot.com/)  Dzięki za bardzo miłe komentarze, serioo ;D !! Aż mi się pisać zachciało.
A teraz wstawiam taką trochę nudną część, ale pisałam ją już dość dawno temu i była wtedy chyba 3.00 w nocy.. Więc wiecie. No ale mam już napisane dużo więcej, więc niedługo wstawię ;-D
 
***
7.00 rano. No to wstaję. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, pomalowałam rzęsy. Ubrałam się w jasne jeansy i białą bluzkę z jakimiś napisami. Włosy spięłam w luźnego koka. Nie chce mi się ich rozczesywać- za dużo roboty, a ja jestem mega głodna. Zeszłam na dół. Moi rodzice i młodszy brat (Carl) jeszcze spali, więc zrobiłam sobie omleta i herbatę. Im nie robię, bo sobie nie zasłużyli. Zjadłam śniadanko i poszłam na górę. Czas  na poranne bieganie. Stanęłam tyłem do okna, przed szafą. Wyjęłam z niej szare legginsy i granatową bluzę. Ściągnęłam z siebie bluzkę, założyłam stanik i bluzę. Potem legginsy. Odwróciłam się, aby wziąć telefon z biurka. Spojrzałam przez okno. Harry. Kurwa, ile on tam już stoi?! Na jego twarzy dostrzegłam uśmieszek. Ja pierdole, od rana się już zaczyna… Spojrzałam na niego z grymasem, ale po chwili odwróciłam wzrok. Zbiegłam po schodach i wyszłam na zewnątrz. Było trochę chłodno, ale można wytrzymać. Zaczęłam biec swoją codzienną trasą. Zajmowało mi to około pół godziny. Gdy wróciłam do domu, moja mama od razu mnie zaczepiła:

M: Alex, mam do ciebie sprawę.

J: Nie, nie zrobię wam śniadania!

M: Nie o to chodzi! Chociaż mogłaś nam zrobić jak robiłaś sobie… Nie ważne. Pani Helen prosiła cię żebyś zrobiła jej zakupy. Idź do niej, to da ci listę zakupów. Tylko się pospiesz!

J: Och, no dobra. Ale muszę wziąć prysznic. Już lecę.

Wbiegłam na górę i wzięłam prysznic, bo byłam trochę spocona po bieganiu. Szczerze mówią dosyć często się kąpie… Przebrałam się w obcisłe jeansy i luźną, błękitną bluzkę. Włosy rozpuściłam i uczesałam. Dobra, mogę iść. Wyczłapałam się z domu i poszłam do pani Babci. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili otworzył mi wysoki brunet z kręconymi włosami. Kurwa, znowu on.

J: Przyszłam do twojej babci.

H: Ach, już myślałem, że do mnie. Poczekaj już ją wołam. – odwrócił się i zniknął gdzieś za drzwiami.

Po chwili na korytarzu pojawiła się miła, starsza pani.

J: Dzień dobry pani Helen. – przywitałam się.

B: Och, dzień dobry Alex. Proszę, tu masz listę. – podała mi małą karteczkę. – Trochę tego jest. Może Harry ci pomoże? On i tak nie ma nic do roboty. Prawda, kochany?

H: Tak, oczywiście babciu…

Babciu. Z jego ust to brzmiało naprawdę dziwnie. Zwykle wypływały stamtąd jakieś obelgi i przekleństwa. Ale kurwa, po co mi on tam?!

B: No, to lećcie już! Jak kupicie co trzeba, to upiekę wam pyszne ciasto! – czy ta pani próbuje mnie właśnie przekupić? Udało jej się…

J: Tak, już idziemy. Chociaż sama też bym sobie poradziła. – powiedziałam wykrzywiając się w stronę Harry’ego.

B: Oj, nie marudź. Przyda ci się silny chłopak do noszenia zakupów. – taa, on na pewno jest bardzo silny. Założę się, że mam większy kaloryfer od niego.

H: No właśnie Alex, przydam ci się. – po co on się uśmiecha? Kurwa, o co mu chodzi?

Wyszliśmy z domu pani Helen i ruszyliśmy w stronę mojego podjazdu. Mam auto, ale staram się nim nie jeździć. Wolę biegać. Wyjęłam kluczyki z kieszeni i otworzyłam samochód automatycznym pilotem. Wsiadłam na miejsce kierowcy, a po chwili na miejscu obok usiadł Harry. Będę musiała odkazić siedzenia.

H: Fajna bryka.

J: Przestań.

H: Co?

J: Jak co? No przestań się tak zachowywać! Jeszcze kilka godzin z tobą i pomyślę, że jesteś miły! A tego chyba nie chcemy, prawda?

H: O co ci chodzi? Ja przecież jestem miły. Gorzej z tobą…

J: Yhym, tak. Jesteś tak miły, że jak mnie widzisz to wyzywasz mnie od szmat. A ja jestem miła tylko dla wybranych. A ty do nich nie należysz.

H: Ja cię wyzywam, bo ty zaczynasz. Nie mogę pozwolić, żeby dziewczyna mnie poniżała! – powiedział z wyrzutem.

J: Ach, przepraszam, zapomniałam, że masz honor. Kurwa, Styles, wiesz jakim jesteś chujem?

H: Widzisz Alex? Sama zaczynasz! Tak, mam swój honor. Nie wiem, dlaczego masz do mnie takie uprzedzenia.

J: Może dlatego, że nie jestem jak inne dziewczyny, które za tobą szaleją? Nie wiem, co one w tobie widzą.

H: To znaczy, że ci się nie podobam?

J: Coo?!! O czym ty w ogóle mówisz? Jakiś żart? Ja pierdole, co ty masz pod tą swoją kopułką?!

H: No co, przecież jestem przystojny. Mam ładne włosy, oczy, fajnie się ubieram..

J: No właśnie. Widzisz? O sobie potrafisz powiedzieć, że jesteś piękny, przystojny, uroczy. A powiedziałeś tak kiedyś do swojej dziewczyny?

H: Ym… Nie. Nie miałem dziewczyny. – o kurwa, teraz to chyba mam zawał.

J: Coooo?? Chyba sobie żartujesz?! Co chwila się z jakąś całujesz i nie byłeś nigdy w związku?!

H: Właśnie o to chodzi. Podobają mi się wszystkie dziewczyny, ale nie znalazłem jeszcze tej jedynej. Całowałem się i spałem z wieloma, ale to nic nie znaczyło. Nic więcej, tylko przyjemność. Żadnego uczucia. Wiesz, ja nie jestem taki jak ci się wydaję. Gdybyś poznała mnie bliżej…

J: Nie. – przerwałam mu nagle. – Nie chcę cię poznawać bliżej. Ty i twoi kolesie z zespołu jesteście tacy sami.

H: Ale… Kurwa, Alex, ktoś cię kiedyś skrzywdził, czy jak?! – wydarł się nagle.

J: Przestań! Nie rozmawiam z tobą.

I cisza. W końcu. Tak zranił mnie taki jeden dupek, ale czemu niby miałabym o tym odpowiadać takiemu popierdoleńcowi jak Harry?! Na szczęście dojechaliśmy do supermarketu. Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę wejścia. Gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi Harry’ego, zamknęłam drzwi pilotem nie odwracając się przy tym. Wzięłam koszyk i wyjęłam listę z kieszeni spodni. Jajka, mleko, mąka, cukier… Dobra, Okey. Pakowałam produkty do koszyka, a Styles tylko snuł się za mną. Nagle przede mną pojawił się chłopak. A, to jeden z tego gównianego zespołu.. Tomlinson. Debil.

Louis: O, siema Harry! Z kim ja cię tu widzę? Panna Roughter? – za chwilę zza półek wyłoniła się reszta chłopaków. Ja pierdole, co za pedały.

J: Zamknij się Tomlinson. – odcięłam się, wyminęłam tego fagasa i ruszyłam dalej.

Harry stanął przy kolegach. Przypadkiem usłyszałam ich rozmowę. Na serio przypadkiem, bo akurat wybierałam jogurty.

Zayn: Co Hazz, znalazłeś sobie dziewczynę? Czy tylko chcesz ją przelecieć?

Liam: Tą sukę? Ha ha, nie sądzę. Co nie Styles?

H: Zamknijcie się! Robimy zakupy dla mojej babci. Ona mi się nawet nie podoba.

Niall: No przestań, niezła jest! Może cię w końcu doprowadzi do porządku, bo widzę, że ma więcej rozumu w głowie niż ty. – dobrze Blondyn gada.

H: Kurwa, Nialler zamknij mordę! Jest ładna, ale i tak mnie nie lubi. – coo? Czy on właśnie o mnie powiedział, że jestem ładna? Myślałam, że myśli tak tylko o sobie.. I fakt, nie lubię go.

Louis: Ciebie nie lubi? Ciebie lubi każda dziewczyna! Jak to możliwe??

H: Widocznie nie każda. Ona jest taka szczera… Wiecie jak mi wygarnia? Aż czasami nie wiem co mam jej odpowiedzieć. – no kurde, o to chodzi!

Zayn: Czyżby cię zawstydzała?

H: Nie, no co ty…

Potem już nic nie słyszałam bo przeszłam do półki z pieczywem. Wzięłam chleb i bułki. Dziwna rozmowa. Harry wydawał się jakiś… inny? Dobra, nie ważne. Co on mnie obchodzi. Podeszłam do kasy. Po chwili wyciągnęłam sporą sumkę z mojego portfela i już chciałam płacić, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę.

H: Czekaj, ja zapłacę. Babcia dała mi pieniądze. – dobra, nie sprzeciwiam się, niech kutas płaci.

Chłopak zapłacił, a ja zapakowałam wszystko do reklamówek. Wzięłam dwie z nich, a on dwie pozostałe. Wyszliśmy ze sklepu i zapakowaliśmy wszystko do bagażnika. Pojechaliśmy do domu. Po drodze nikt się nie odzywał. Na szczęście. Zatrzymałam się na podjeździe i wyjęłam z bagażnika dwie torby. Harry wziął pozostałe i ruszył za mną do domu jego babci. Zapukałam do drzwi i po chwili pojawiła się w nich pani Helen.

B: O, już jesteście! Połóżcie zakupy na stole w kuchni. – tak też zrobiłam.

B: Alex, kochana siadaj. Zrobić ci herbatkę? Tu macie ciasteczka. Harry, siadaj tutaj. – ta, kurwa, może jeszcze koło mnie? A na herbatę nie mogę się nie zgodzić, bo pani Helen i tak mojej odmowy nie przyjmie. Cudowna kobieta.

B: No, i jak tam było na zakupach? Harry, wymęczyła cię trochę?

H: Tak babciu. Było… dobrze. – no zajebiście.

Coś tam jeszcze gadali, ale ja skupiłam się na tym, aby szybko wypić swoją herbatę. Po chwili kubek był już do połowy pusty. A może do połowy pełny? Whatever. Gadali coś jeszcze o zespole Harry’rgo, ale to już w ogóle mnie nie interesowało. Dokończyłam ciepły napój i wstałam od stołu.

J: Dziękuje za herbatę, pani Helen. Muszę już iść. – uśmiechnęłam się do niej.

B: Och, tylko nie mów mi, że znowu idziesz ćwiczyć, biegać, albo coś takiego. Wykończysz się dziecinko! – pani babcia chyba naprawdę się przejęła.

J: Nie, spokojnie, na trening idę dopiero za… godzinę. – no kurde, już 11.00 .

B: Jaki znowu trening? Czy ty trenujesz już wszystko?

J: Nie, nie wszystko. – uśmiechnęłam się. – Dzisiaj jeżdżę konno, więc to nic takiego.

B: Dobrze, ale uważaj na siebie kochana! – ona na serio traktuje mnie jak własną wnuczkę.

J: Dobrze, pani Helen. Do zobaczenia.

H: Na razie Alex!

J: Pa. – burknęłam. Po co on się w ogóle odzywa?

Poszłam do domu. W końcu. Dwie godziny z tym pojebem to zdecydowanie za dużo. Zjadłam mały obiad, przebrałam się w ciuchy do jazdy konnej i pobiegłam do auta. Do stadniny miałam ok. pół godziny jazdy autem, więc za dużo żeby iść z buta. Jazdy wam opisywać nie będę, bo było zajebiście jak zawsze. Jeżdżę od 10 lat. Nie mam własnego konia, bo nie mam na to czasu. Ciągła nauka i te sprawy. Gdy wróciłam, była już 16. Byłam wykończona, więc gdy tylko weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko. Po chwili zasnęłam. Dobra, obudziłam się po 10 minutach. No cóż, mój organizm nie potrzebuje dużo wypoczynku. Przebrałam się w czyste ciuchy, bo te śmierdziały stajnią. Co by tu porobić? Może zadzwonię do Jenny? A nie, ona jest u kuzynki. Dzisiaj jest impreza u Amber. Amber to taka laska, najpopularniejsza w szkole. Głupia blondyna i takie tam. Nie zaprosiła mnie, a nawet jakby to i tak bym nie poszła. Nie żebym nie lubiła imprez, bo je uwielbiam. Po prostu nie mam ochoty patrzeć na jej pomarańczową od fluidu twarz. No i na bank będzie tam całe One Direction. Więc tym bardziej bym nie poszła. Może chociaż dzisiaj będę miała w nocy spokój i będę mogła wyjść normalnie na dach, bo nie będzie tego zjebańca Styles’a. Jedyny pozytyw.

Mama: Alex! Wychodzimy z ojcem do cioci! Carl’a zabieramy ze sobą. Jedziesz też? – zbiegłam po schodach i stanęłam przed mamą.

Ja: Nie, zostanę w domu. A kiedy będziecie?

M: Wrócimy chyba nad ranem, bo po nocy nie będziemy jeździć.

J: Ach, no tak. Ciocia mieszka dość daleko. No okey, to się nie spieszcie.

M: Dobra, dobra. Tylko żadnych imprez!

J: Mamoo, przestań. Kiedy ostatnio zrobiłam w domu imprezę bez waszej wiedzy? – spytałam z grymasem.

M: Hmm… pomyślmy. Dwa tygodnie temu?

J: A, no tak. Dobra, to się nie liczy! – zaprzeczyłam, choć mama miała rację. Była gruba imprezka.

M: Okey, my już się zbieramy. Zamknij zaraz drzwi i nikogo nie wpuszczaj!

J: Spoko, nie mam dwunastu lat…

M: Ale czasami tak się zachowujesz.
 
***
 
Ochh, achh! Przed chwilą była premiera Midnight Memories! Kurwa, ale im zajebisty teledysk wyszedł ! ;D No. To idę.

 

2 komentarze:

  1. Rozdział po prostu suuuuper! <3 Ale to jak zawsze, żadna nowość! :*
    Uwierzysz w to, że uzależniłam się od twojego bloga? :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz kurde, serio trudno w to uwierzyć . . . ;D Nie, nie.. Musze to sobie przyswoić ;P Ale dzięki ;> Chociaż szczerze sądzę, że ten rozdział wyszedł mi słaby.. Zaraz wstawiam następny ^.^

    OdpowiedzUsuń