- Nie kocham Cię.
- Co?
- Po prostu Cię nie kocham. Zróbmy sobie przerwę.
- Przerwę? – spytałam z niedowierzaniem. – Nie kochasz mnie
i chcesz sobie zrobić przerwę? Nie możesz powiedzieć od razu, że ze mną
zrywasz?
- Zrywam z tobą.
Spuściłam wzrok i odeszłam. Nie chcę się kłócić. To nie jego
wina, że mnie nie kocha. Uczucia, które w nim siedzą nie zależą od jego woli.
Ktoś kogoś kocha, albo nie. On mnie nie kocha. Zastanawiam się tylko, czy kiedykolwiek coś do mnie czuł. Teraz jest
to mało ważne, ale ja zawsze nad wszystkim rozmyślam, lubię rozdrapywać stare
rany. Lubię czuć ból, czy to aż tak dziwne?
Mój dom jest ogromny. Co ja tu robię? Mieszkam. Sama. Odziedziczyłam to wszystko po
mojej zmarłej babci. Wielki stary budynek. Dwa piętra, z czego na drugie nigdy
nie wchodzę. Mnóstwo pokoi, kilka łazienek. To mieszkanie bardzo mnie
przytłacza. Jest zdecydowanie zbyt duże dla osoby mojego pokroju. Przecież mam
dopiero dwadzieścia lat. Dwadzieścia pieprzonych lat.
No i co ja mam ze sobą zrobić? Myślałam, że znalazłam tego
jedynego, ale chyba się przeliczyłam . Byliśmy ze sobą niecały miesiąc, a było
mi tak dobrze. W końcu poczułam czyjąś bliskość, ciepło. Miałam z kim
porozmawiać, zwyczajnie posiedzieć. A
teraz? Znów utknęłam na tym odludziu, bez kontaktu z kimkolwiek. Sama.
Ja naprawdę potrzebuję bliskości drugiej osoby. Ostatnie
kilka tygodni były dla mnie rajem, czymś niesamowitym. Czułam czyjś dotyk. Matt
jest dobrym człowiekiem. Ale mnie nie kocha. Jaka szkoda, że nie mam rodziców.
Oni chyba od tego są, prawda? Od pocieszania w trudnych momentach, od
podnoszenia Cię, gdy upadniesz. Ja chyba upadłam .
- To już szósta kawa dzisiaj. Rose, ogarnij się! – mój głos
odbił się echem po kuchni.
Chyba muszę coś ze sobą zrobić. Nie sądzę, żebym szybko zasnęła
po takiej ilości kofeiny. Szybko się załamuję, ale też szybko wstaję. To
dopiero pierwszy dzień po rozłące z Mattem. A ja już czuję się samotna. Byłam sama przez dwadzieścia
lat, ale ten miesiąc uzależnił mnie od czyjejś obecności. Kiedyś byłam przyzwyczajona
do tego, że budzę się sama, żyję sama, zasypiam sama. Dzień po dniu, bez nikogo. A teraz? Potrzebuje kogoś.
Cholernie kogoś potrzebuję.
Laptop wylądował na moich kolanach w błyskawicznym tempie. W
ciągu kilkunastu minut umieściłam ogłoszenie na pewnym portalu. Nie, nie
randkowym! Szukam kogoś, kto by ze mną zamieszkał. Brzmi dziwnie? Może. Ale
przecież dużo młodych ludzi szuka taniego mieszkania. Jacyś studenci? Albo po
prostu ktoś, kto dopiero zaczyna swoją karierę i jeszcze nie stać go na zakup
własnego domu. Może z kimś się zaprzyjaźnię? Chciałabym mieć przyjaciółkę. Te
wszystkie wypady na miasto, wspólne wieczory filmowe, śmianie się z byle czego.
Chyba fajnie mieć przyjaciela, czyż nie? Ja nie potrafię odpowiedzieć na to
pytanie.
Zamknęłam laptopa i opadłam na łóżko. W ogłoszeniu podałam
swój numer telefonu. Teraz nie opuszczę komórki na krok, a nóż ktoś zadzwoni.
Boże, mam nadzieję, że zadzwoni ktokolwiek! Chwila, jak to się nazywało?
Desperacja? Tak, dokładnie tak. Jestem kurewsko zdesperowana, albo po prostu
mam już tego dość. No bo ile można żyć w samotności?
Doszło już do tego, że rozmawiam sama ze sobą, jeszcze trochę i będę mogła
zgłosić się do wariatkowa. Tam przynajmniej będę miała z kim pogadać, to jest
zdecydowany plus.
Leżę i rozmyślam tak już od kilkunastu minut, ale to chyba
nie ma sensu. Ba! To na pewno nie ma sensu! Przecież jest środek nocy, kto
normalny szuka o tej godzinie mieszkania do wynajęcia? No nikt.
Po długiej, gorącej kąpieli ubrałam się w luźną koszulkę i
majtki. Otworzyłam w sypialni wszystkie okna na oścież. Zajmują one całą
ścianę, więc mam idealny widok na łąkę i pobliski las. Jest wiosna, a noce są
trochę chłodne, ale mi to nie przeszkadza. Śpię przy otwartych oknach odkąd
pamiętam, nawet nie wiem dlaczego zaczęłam to robić. Uwielbiam po prostu, gdy w
pokoju jest zimno, a ja leżę opatulona w różnego rodzaju kołdry i koce. Do tego
mnóstwo mięciutkich poduszek. Matt’owi zawsze to przeszkadzało, mówił, że to
bez sensu. Po co otwieram okno, skoro jest mi zimno, a potem przykrywam się
szczelnie tysiącami różnych koców? Bo to lubię. Ale on tego nie rozumiał. No,
ale teraz mogę robić co tylko chcę, w końcu nie jesteśmy już razem.
Ostatni raz spojrzałam na piękny widok za oknami i
wskoczyłam do łóżka. Zaśnięcie nie zajęło mi dużo czasu. Myślałam tylko, czy
kiedykolwiek znajdzie się ktoś, kto przerwie moją samotność.
*** Następny dzień, ranek ***
Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz. To
takie typowe, prawda? Przeciągnęłam się i wyskoczyłam z łóżka. Na mojej skórze
od razu pojawiła się gęsia skórka z powodu panującego tu chłodu. Podbiegłam na
bosych stopach do okien i zamykałam je szybko jedno po drugim. Gdy skończyłam,
złapałam do ręki telefon i poszłam do garderoby. Oczywiście, że mam garderobę!
Z tyloma wolnymi pomieszczeniami, grzechem byłoby nie zagospodarować któregoś w
taki sposób. Wzięłam pierwszą bluzkę z brzegu, którą okazała się zwykła, szara
koszulka z długim rękawem. Takim samym sposobem wybrałam spodnie. Tym razem
wypadło na czarne, obcisłe jeansy. Wyciągnęłam z szuflady bieliznę i ruszyłam
do łazienki, przebiegając przez chłodną sypialnię. Nagle usłyszałam dźwięk
mojego telefonu. Rzuciłam wszystko i zerwałam się biegiem w stronę garderoby.
Chyba w ostatnim już momencie przesunęłam palcem po ekranie, odbierając tym
samym połączenie od nieznanego numeru.
- Halo? – wydyszałam.
- Um… Dzwonię w sprawie ogłoszenia o wynajęciu mieszkania. Nadal aktualne? –
usłyszałam nieco zachrypnięty, męski głos.
- T.. tak, oczywiście. – zająkałam się.
Miałam cichą nadzieję, że będzie to dziewczyna, ale jak
widać pomyliłam się. I do tego ten głęboki głos…
- O, to super. Mógłbym przyjechać oglądnąć mieszkanie? –
jego głos się rozpromienił.
- Tak, pewnie. Mogę wysłać dokładny adres sms-em.-
zaproponowałam.
- Świetnie. Kiedy mogę przyjechać?
- Kiedy chcesz. – palnęłam bez namysłu. – To znaczy, kiedy
pan chce! J…jestem ciągle w… w domu.
Usłyszałam jego gardłowy, głęboki śmiech. No ekstra. Już
zrobiłam z siebie totalną idiotkę. Po prostu wspaniale.
- Okej, w takim razie będę dziś po południu. Pasuje Ci? To
znaczy, pasuje pani? – powiedział rozbawiony.
Zachichotałam cicho i poczułam jak moje policzki palą.
Naprawdę? Rumienie się rozmawiając z kimś przez telefon? Rose, idiotko.
- Tak, pasuje. To do zobaczenia.
- Dziękuję, do widzenia.
Rozłączył się. Odetchnęłam z ulgą odkładając telefon na mały
stolik. Ile on może mieć lat? Ma taki dorosły głos… Mam nadzieję, że jest mniej
więcej w moim wieku. A jak to jakiś stary zboczeniec? Nie, na pewno nie. Aż tak
stary na pewno nie jest… Ale może być zboczeńcem. Nie ważne, okaże się dzisiaj
po południu.
Po chwili biegałam po całym domu i skakałam z radości,
ciesząc się, że w końcu jest szansa. Szansa na to, że nie będę samotna.
***~.~***
Hey
guys! Napisałam coś takiego i postanowiłam wstawić. Wiem, że nikt tu
już nie zagląda, ale może ktoś przeczyta i napisze co o tym sądzi ;)
Miło by było! Jak będzie chociaż kilka komentarzy, to napiszę drugą
część, bo to jest praktycznie dopiero wstęp. Taki nudny.
Jak myślicie, kim jest ten CHŁOPAK?
Jak już napisałam pod tym postem na drugim blogu - genialny ❤
OdpowiedzUsuńCzekam na drugi rozdział! ♥
OdpowiedzUsuńDomyślam się kto to, ten chłopak.. :)